poniedziałek, 18 grudnia 2017

Nowa jakość

Witam Was dziś w nowym miejscu,

Jeszcze minie pewnie dużo czasu zanim się tu umebluję. Na razie jeszcze nie czuję się jak u siebie, ale mam nadzieję, że w końcu znajdę trochę czasu żeby poświęcić go na całe to sprzątanie po przeprowadzce 😏 Mam nadzieję także, że będzie mnie tu łatwo odnaleźć i nie będę pisała jedynie dla siebie.

Dużo się ostatnio dzieje nowości w moim życiu. Nowy blog i nowa fryzura (tak, przestałam być blondynką😊), ale pojawiły się również nowe cele, plany, marzenia. Nie mają one charakteru noworocznych obietnic, ale są czymś więcej. Nigdy wcześniej nie czułam się taka dorosła, niezależna, pełna siły by coś zmienić i iść do przodu. Przyszedł czas by zacząć żyć na własną rękę, by wziąć głęboki oddech i płynąć wraz z prądem. Myślę, że nowy rok przyniesie dużo zmian. Trochę się ich boję, jednak wiem, że mam na kim polegać w chwili gdy dosięgnie mnie zwątpienie. To przynosi zarazem dużą ekscytację, ale też smutek. W końcu mam zamiar zostawić za sobą całe moje dotychczasowe życie- mój pokój, moją tapetę w egzotyczne papużki, całą tą bezpieczną przestrzeń, w której żyłam aż do teraz. Ruszam w dorosłą i pełną przygód drogę. Razem w nią wyruszamy, trzymając się za ręce i tworząc coś zupełnie nowego- naszą małą, dwuosobową rodzinę. 




poniedziałek, 11 grudnia 2017

Przedświąteczne refleksje

Witajcie,


Czy Was też ogarnął ten przedświąteczny nastrój? Mój weekend zaczął się bardzo świątecznie. Dekorowanie bombek, pieczenie pierników, mikołajkowa kolacja z moim A. Pamiętam, że kiedyś jako nastolatka nienawidziłam świąt. Chyba głównie dlatego, że musiałam spędzać je z rodziną. Myślę, że większość z Was zna te sztuczne uśmiechy przy stole i co roku te same życzenia przy opłatku. Kto by nie chciał na czas świąt gdzieś uciec, wyjechać, zakopać się w jakimś małym domku w górach albo w hotelowym pokoju za miastem?


Dziś myślę, że dojrzałam do świąt. Co prawda moja familia z roku na rok staje się coraz bardziej fałszywa. Zmieniło się jednak coś bardzo ważnego. Dziś mam z kim te święta spędzać. Jest ktoś dla kogo się staram, wkładam serce w przygotowania, chce sprawić, że dom będzie pachniał cynamonem, ciastem marchewkowym i rybą po grecku. Chociaż Wigilię spędzamy osobno, bo on co roku jeździ do swojej rodziny, to wiem że myślami jest ze mną. I wiem, że zawsze będzie.


Mam takie marzenie. Nasze własne mieszkanko, nawet ciasne- ale własne. Nasze własne święta, wspólne ubieranie choinki, wspólne ustalanie świątecznego menu, wspólne gotowanie, pieczenie, zakupy. Coraz bardziej czuję, że nie pasuje do tego domu, że już nie potrafię żyć razem z matką pod jednym dachem. Tyle rzeczy zrobiłabym inaczej! Po swojemu. Wkurza mnie to, że nie mogę o niczym decydować, mieć własnego zdania. Wkurza mnie to, że w rodzinnym domu czuje się obco, jakbym nie była już u siebie.


I mam cholernie silną potrzebę wyrwania się stąd! Z domu, w którym zawsze wszystkiego było mało. Miłości, szacunku, czułości, wsparcia. Nie było ojca, tylko matka która próbowała na siłę pełnić obydwie te role. Raz była surowa niczym ojciec, raz rozklejała się nad lepieniem pierogów. A przeważnie była despotyczna. Z biegiem lat stała się kontrolująca, absorbująca. Wtrąca się we wszystko, bliskich zaczęła obliczać wartością pieniądza. Obcy ludzie są dla niej ważniejsi niż własne dzieci. Czy to jeszcze moja mama? Ta z którą kiedyś godziny spędzałyśmy na wspólnych zakupach? Której mogłam powiedzieć wszystko? Nie... Albo ja dojrzałam i zaczęłam spostrzegać jej wady, albo to ona tak bardzo się zmieniła. Boję się, że i ją straciłam. Najpierw odszedł ojciec, teraz matka odsuwa się ode mnie. Tyle padło gorzkich słów. O wiele za dużo.


I chyba dziś nadszedł TEN DZIEŃ. Dojrzałam do decyzji o wyprowadzce. Będzie bardzo ciężko ale najwyżej wezmę drugi etat, będę dorabiać weekendami. Czuję, że jeśli nie odejdę to całkiem się od siebie odsuniemy, a ten konflikt urośnie do takich rozmiarów, że nie będzie już czego zbierać. Mój A. mnie wspiera, jak zawsze. Doradza rozwagę, mówi, żeby nie podejmować decyzji na gorąco. Ustaliliśmy, że wyprowadzamy się po nowym roku. Wynajmiemy kawalerkę albo pokój. Damy radę, jak zawsze. Najważniejsze, że będziemy razem. Wierzę w nas, w niego i za nim pójdę wszędzie. Bo wiem, że to jedyna osoba, na której mogę polegać. Która mnie nigdy nie zawiodła. Będziemy szczęśliwi, pod wspólnym niebem..


25319580_2160104087550151_2075608545_o25344572_2160104067550153_2077643888_o

wtorek, 5 grudnia 2017

Praca po studiach? Marzenie!

Wyobraź sobie taką sytuację. Kończysz studia jako jedna z najlepszych osób na roku, jesteś w ścisłej trójce. Dostajesz pochwały i gratulacje od Pani dziekan, która nigdy wcześniej nie była taka miła. Czujesz wewnętrzną dumę, przecież bardzo ciężko na to pracowałeś. Jesteś cały w euforii planujesz co teraz zrobisz ze swoim życiem. Cieszysz się, że dzięki ukończonym studiom będziesz mógł pomagać ludziom, pracować w zawodzie, o którym marzyłeś.


Z dniem odebrania dyplomu, na którym widnieje dumne 5 wkraczasz do instytucji, w której tak bardzo chcesz pracować i zostawiasz swoje CV- oddzwonimy jak coś się zwolni- słyszysz. Czekasz tydzień, dwa, trzy, w końcu Twoje CV ma już każda podobna instytucja w mieście. Czekasz miesiąc, dwa, trzy. W końcu sam dzwonisz- słyszysz, że na razie nie ma miejsc. Frustracja rośnie, jest krucho odkąd skończyła się odłożona kasa ze stypendium naukowego. Postanawiasz znaleźć coś na razie, na przeczekanie- nie w zawodzie. Jedna rozmowa, druga, trzecia- tak bardzo nie chcesz stać za ladą, albo robić na słuchawie. W końcu tracisz siły, zatrudniasz się w pierwszej lepszej firmie. Praca nie jest ciężka, w końcu wklepujesz dane do komputera, albo segregujesz dokumenty. Tylko, że na trzy zmiany. Więc zarywasz noce, ślęczysz przed tym kompem od 22 do 6 rano. Po pół roku takiej pracy bolą Cię plecy, oczy, kark, masz problemy z przemianą materii bo w końcu noc staje się dniem i o 3 nad ranem pochłaniasz zupki chińskie albo pierogi z pudełka. Liderzy Tobą pomiatają, jesteś tu od zapieprzania. I zapieprzasz żeby wyrobić akord. Wyrabiasz go czasem dwukrotnie, bo przecież po to tu jesteś by zarobić. Prawdziwą nagrodą jest wypłata- bo naprawdę jest niezła. Stać Cię na wiele rzeczy, które kiedyś były poza zasięgiem. Czujesz tą niezależność. No ale jest też niedosyt bo przecież marzyłeś/aś o czymś zupełnie innym.


W międzyczasie robisz magistra z pedagogiki zaocznie, więc po nocce lecisz na zajęcia. Kierunek trochę inny, nigdy nie chciałeś być pedagogiem ale trzeba mieć alternatywę. Studia kosztują 500 zł miesięcznie, ale dajesz radę, nie jest źle.


Od ukończenia licencjata miął prawie rok. Nie masz już nadziei, że będziesz robić to co w życiu chcesz. Myślisz- kto teraz pracuje w zawodzie po studiach? Chyba tylko Ci co mają znajomości. I w końcu dzwoni telefon. Zapraszają na rozmowę do największej instytucji państwowej w mieście- tej docelowej, w której tak bardzo chciałeś pracować. Na drugi dzień masz rozmowę, są Tobą zachwyceni- w końcu znasz te wszystkie ustawy, przepisy- przygotowywałeś się do tego tak długo. Kolejnego dnia podpisujesz umowę. Na razie na zastępstwo- na rok, ale co tam od czegoś trzeba zacząć. Dają Ci najniższą krajową- 1456 zł netto, bo przecież jesteś ledwo po studiach. Myślisz sobie- no trudno przeczekam ten rok, najwyżej trzeba zmienić nawyki- poziom życia się lekko obniży. Ciężko też będzie opłacić studia ale dasz radę. W końcu będziesz robić to co chcesz! Myślisz, ilu ludziom pomożesz, jak zmienisz cały ten podły świat!


Pierwszego dnia pracy dostajesz własne biurko, pieczątkę z nazwiskiem, na drzwiach wisi Twoja własna tabliczka! Jest super, strasz się, jesteś najlepszym uczniem, czasem robisz kierowniczce kawę, latasz z papierami- ale to normalne- jesteś w zespole najmłodszy. Mija kilka miesięcy, zaczynasz podejmować samodzielne decyzje, masz jakieś tam sukcesy ale nikt Cię nie chwali- to przecież należy do Twoich obowiązków. Nie zauważasz by kierownictwo było Tobą jakoś szczególnie zainteresowane. Z biegiem czasu czujesz, że traktują Cię trochę gorzej bo jesteś na zastępstwo- dowiadujesz się, że nie masz prawa do szkoleń. Potem cały dział dostaje podwyżkę- Ty nie, bo jesteś na zastępstwo. Googlujesz prawo pracy- znajdujesz w kodeksie artykuł, który mówi o zakazie dyskryminacji pracowników i obowiązku równego traktowania w dostępie do szkoleń, podwyżek, dodatków. Ale przecież nie będziesz robić afery, po tym nie znalazłbyś pracy już nigdzie w mieście. Myślisz- trafiłeś na złego kierownika, który nie walczy o pracowników. Twoja praca, to co robisz i jak się starasz nie jest doceniane. Przychodzą dni, że Ci się po prostu nie chce. Nie masz motywacji. Tyle byś zrobił, ale za co? Za te marne kilka groszy? Ledwo opłacasz studia, starcza Ci jeszcze na jakieś własne potrzeby. Twój partner/partnerka odnosi sukcesy w pracy w korpo. Czujesz się z tym źle, bo Ty jesteś tylko pracownikiem instytucji państwowej, też chciałbyś dostawać premie, albo chociaż usłyszeć dobre słowo. Potem dowiadujesz się, że to zastępstwo będzie trwało jeszcze rok. Kurwa. Nic nie odłożysz, o wyprowadzce od matki nie masz co marzyć. Twoja siła do pracy maleje. Wiesz już co znaczy syndrom wypalenia zawodowego- zaczynasz rozumieć, że to nie przez trudną i odpowiedzialną pracę, mierzenie się z ludzkimi problemami- ale przez brak wsparcia ze strony pracodawcy. Mija rok pracy, a Twoje marzenia i sny pękły jak bańka mydlana.


Brzmi trochę jak protest lekarzy rezydentów, ale ja nie protestuję. Pokazuję Wam tylko jak wygląda start w dorosłe życie większości młodych ludzi w Polsce. Myślę, że nie jestem odosobniona, a podobne historie zdarzają się również Wam.


Ale cóż, róbmy swoje i mimo wszystko-walczmy  o swoje marzenia!


Pozdrawiam Was i życzę dużo wytrwałości.