poniedziałek, 18 grudnia 2017

Nowa jakość

Witam Was dziś w nowym miejscu,

Jeszcze minie pewnie dużo czasu zanim się tu umebluję. Na razie jeszcze nie czuję się jak u siebie, ale mam nadzieję, że w końcu znajdę trochę czasu żeby poświęcić go na całe to sprzątanie po przeprowadzce 😏 Mam nadzieję także, że będzie mnie tu łatwo odnaleźć i nie będę pisała jedynie dla siebie.

Dużo się ostatnio dzieje nowości w moim życiu. Nowy blog i nowa fryzura (tak, przestałam być blondynką😊), ale pojawiły się również nowe cele, plany, marzenia. Nie mają one charakteru noworocznych obietnic, ale są czymś więcej. Nigdy wcześniej nie czułam się taka dorosła, niezależna, pełna siły by coś zmienić i iść do przodu. Przyszedł czas by zacząć żyć na własną rękę, by wziąć głęboki oddech i płynąć wraz z prądem. Myślę, że nowy rok przyniesie dużo zmian. Trochę się ich boję, jednak wiem, że mam na kim polegać w chwili gdy dosięgnie mnie zwątpienie. To przynosi zarazem dużą ekscytację, ale też smutek. W końcu mam zamiar zostawić za sobą całe moje dotychczasowe życie- mój pokój, moją tapetę w egzotyczne papużki, całą tą bezpieczną przestrzeń, w której żyłam aż do teraz. Ruszam w dorosłą i pełną przygód drogę. Razem w nią wyruszamy, trzymając się za ręce i tworząc coś zupełnie nowego- naszą małą, dwuosobową rodzinę. 




poniedziałek, 11 grudnia 2017

Przedświąteczne refleksje

Witajcie,


Czy Was też ogarnął ten przedświąteczny nastrój? Mój weekend zaczął się bardzo świątecznie. Dekorowanie bombek, pieczenie pierników, mikołajkowa kolacja z moim A. Pamiętam, że kiedyś jako nastolatka nienawidziłam świąt. Chyba głównie dlatego, że musiałam spędzać je z rodziną. Myślę, że większość z Was zna te sztuczne uśmiechy przy stole i co roku te same życzenia przy opłatku. Kto by nie chciał na czas świąt gdzieś uciec, wyjechać, zakopać się w jakimś małym domku w górach albo w hotelowym pokoju za miastem?


Dziś myślę, że dojrzałam do świąt. Co prawda moja familia z roku na rok staje się coraz bardziej fałszywa. Zmieniło się jednak coś bardzo ważnego. Dziś mam z kim te święta spędzać. Jest ktoś dla kogo się staram, wkładam serce w przygotowania, chce sprawić, że dom będzie pachniał cynamonem, ciastem marchewkowym i rybą po grecku. Chociaż Wigilię spędzamy osobno, bo on co roku jeździ do swojej rodziny, to wiem że myślami jest ze mną. I wiem, że zawsze będzie.


Mam takie marzenie. Nasze własne mieszkanko, nawet ciasne- ale własne. Nasze własne święta, wspólne ubieranie choinki, wspólne ustalanie świątecznego menu, wspólne gotowanie, pieczenie, zakupy. Coraz bardziej czuję, że nie pasuje do tego domu, że już nie potrafię żyć razem z matką pod jednym dachem. Tyle rzeczy zrobiłabym inaczej! Po swojemu. Wkurza mnie to, że nie mogę o niczym decydować, mieć własnego zdania. Wkurza mnie to, że w rodzinnym domu czuje się obco, jakbym nie była już u siebie.


I mam cholernie silną potrzebę wyrwania się stąd! Z domu, w którym zawsze wszystkiego było mało. Miłości, szacunku, czułości, wsparcia. Nie było ojca, tylko matka która próbowała na siłę pełnić obydwie te role. Raz była surowa niczym ojciec, raz rozklejała się nad lepieniem pierogów. A przeważnie była despotyczna. Z biegiem lat stała się kontrolująca, absorbująca. Wtrąca się we wszystko, bliskich zaczęła obliczać wartością pieniądza. Obcy ludzie są dla niej ważniejsi niż własne dzieci. Czy to jeszcze moja mama? Ta z którą kiedyś godziny spędzałyśmy na wspólnych zakupach? Której mogłam powiedzieć wszystko? Nie... Albo ja dojrzałam i zaczęłam spostrzegać jej wady, albo to ona tak bardzo się zmieniła. Boję się, że i ją straciłam. Najpierw odszedł ojciec, teraz matka odsuwa się ode mnie. Tyle padło gorzkich słów. O wiele za dużo.


I chyba dziś nadszedł TEN DZIEŃ. Dojrzałam do decyzji o wyprowadzce. Będzie bardzo ciężko ale najwyżej wezmę drugi etat, będę dorabiać weekendami. Czuję, że jeśli nie odejdę to całkiem się od siebie odsuniemy, a ten konflikt urośnie do takich rozmiarów, że nie będzie już czego zbierać. Mój A. mnie wspiera, jak zawsze. Doradza rozwagę, mówi, żeby nie podejmować decyzji na gorąco. Ustaliliśmy, że wyprowadzamy się po nowym roku. Wynajmiemy kawalerkę albo pokój. Damy radę, jak zawsze. Najważniejsze, że będziemy razem. Wierzę w nas, w niego i za nim pójdę wszędzie. Bo wiem, że to jedyna osoba, na której mogę polegać. Która mnie nigdy nie zawiodła. Będziemy szczęśliwi, pod wspólnym niebem..


25319580_2160104087550151_2075608545_o25344572_2160104067550153_2077643888_o

wtorek, 5 grudnia 2017

Praca po studiach? Marzenie!

Wyobraź sobie taką sytuację. Kończysz studia jako jedna z najlepszych osób na roku, jesteś w ścisłej trójce. Dostajesz pochwały i gratulacje od Pani dziekan, która nigdy wcześniej nie była taka miła. Czujesz wewnętrzną dumę, przecież bardzo ciężko na to pracowałeś. Jesteś cały w euforii planujesz co teraz zrobisz ze swoim życiem. Cieszysz się, że dzięki ukończonym studiom będziesz mógł pomagać ludziom, pracować w zawodzie, o którym marzyłeś.


Z dniem odebrania dyplomu, na którym widnieje dumne 5 wkraczasz do instytucji, w której tak bardzo chcesz pracować i zostawiasz swoje CV- oddzwonimy jak coś się zwolni- słyszysz. Czekasz tydzień, dwa, trzy, w końcu Twoje CV ma już każda podobna instytucja w mieście. Czekasz miesiąc, dwa, trzy. W końcu sam dzwonisz- słyszysz, że na razie nie ma miejsc. Frustracja rośnie, jest krucho odkąd skończyła się odłożona kasa ze stypendium naukowego. Postanawiasz znaleźć coś na razie, na przeczekanie- nie w zawodzie. Jedna rozmowa, druga, trzecia- tak bardzo nie chcesz stać za ladą, albo robić na słuchawie. W końcu tracisz siły, zatrudniasz się w pierwszej lepszej firmie. Praca nie jest ciężka, w końcu wklepujesz dane do komputera, albo segregujesz dokumenty. Tylko, że na trzy zmiany. Więc zarywasz noce, ślęczysz przed tym kompem od 22 do 6 rano. Po pół roku takiej pracy bolą Cię plecy, oczy, kark, masz problemy z przemianą materii bo w końcu noc staje się dniem i o 3 nad ranem pochłaniasz zupki chińskie albo pierogi z pudełka. Liderzy Tobą pomiatają, jesteś tu od zapieprzania. I zapieprzasz żeby wyrobić akord. Wyrabiasz go czasem dwukrotnie, bo przecież po to tu jesteś by zarobić. Prawdziwą nagrodą jest wypłata- bo naprawdę jest niezła. Stać Cię na wiele rzeczy, które kiedyś były poza zasięgiem. Czujesz tą niezależność. No ale jest też niedosyt bo przecież marzyłeś/aś o czymś zupełnie innym.


W międzyczasie robisz magistra z pedagogiki zaocznie, więc po nocce lecisz na zajęcia. Kierunek trochę inny, nigdy nie chciałeś być pedagogiem ale trzeba mieć alternatywę. Studia kosztują 500 zł miesięcznie, ale dajesz radę, nie jest źle.


Od ukończenia licencjata miął prawie rok. Nie masz już nadziei, że będziesz robić to co w życiu chcesz. Myślisz- kto teraz pracuje w zawodzie po studiach? Chyba tylko Ci co mają znajomości. I w końcu dzwoni telefon. Zapraszają na rozmowę do największej instytucji państwowej w mieście- tej docelowej, w której tak bardzo chciałeś pracować. Na drugi dzień masz rozmowę, są Tobą zachwyceni- w końcu znasz te wszystkie ustawy, przepisy- przygotowywałeś się do tego tak długo. Kolejnego dnia podpisujesz umowę. Na razie na zastępstwo- na rok, ale co tam od czegoś trzeba zacząć. Dają Ci najniższą krajową- 1456 zł netto, bo przecież jesteś ledwo po studiach. Myślisz sobie- no trudno przeczekam ten rok, najwyżej trzeba zmienić nawyki- poziom życia się lekko obniży. Ciężko też będzie opłacić studia ale dasz radę. W końcu będziesz robić to co chcesz! Myślisz, ilu ludziom pomożesz, jak zmienisz cały ten podły świat!


Pierwszego dnia pracy dostajesz własne biurko, pieczątkę z nazwiskiem, na drzwiach wisi Twoja własna tabliczka! Jest super, strasz się, jesteś najlepszym uczniem, czasem robisz kierowniczce kawę, latasz z papierami- ale to normalne- jesteś w zespole najmłodszy. Mija kilka miesięcy, zaczynasz podejmować samodzielne decyzje, masz jakieś tam sukcesy ale nikt Cię nie chwali- to przecież należy do Twoich obowiązków. Nie zauważasz by kierownictwo było Tobą jakoś szczególnie zainteresowane. Z biegiem czasu czujesz, że traktują Cię trochę gorzej bo jesteś na zastępstwo- dowiadujesz się, że nie masz prawa do szkoleń. Potem cały dział dostaje podwyżkę- Ty nie, bo jesteś na zastępstwo. Googlujesz prawo pracy- znajdujesz w kodeksie artykuł, który mówi o zakazie dyskryminacji pracowników i obowiązku równego traktowania w dostępie do szkoleń, podwyżek, dodatków. Ale przecież nie będziesz robić afery, po tym nie znalazłbyś pracy już nigdzie w mieście. Myślisz- trafiłeś na złego kierownika, który nie walczy o pracowników. Twoja praca, to co robisz i jak się starasz nie jest doceniane. Przychodzą dni, że Ci się po prostu nie chce. Nie masz motywacji. Tyle byś zrobił, ale za co? Za te marne kilka groszy? Ledwo opłacasz studia, starcza Ci jeszcze na jakieś własne potrzeby. Twój partner/partnerka odnosi sukcesy w pracy w korpo. Czujesz się z tym źle, bo Ty jesteś tylko pracownikiem instytucji państwowej, też chciałbyś dostawać premie, albo chociaż usłyszeć dobre słowo. Potem dowiadujesz się, że to zastępstwo będzie trwało jeszcze rok. Kurwa. Nic nie odłożysz, o wyprowadzce od matki nie masz co marzyć. Twoja siła do pracy maleje. Wiesz już co znaczy syndrom wypalenia zawodowego- zaczynasz rozumieć, że to nie przez trudną i odpowiedzialną pracę, mierzenie się z ludzkimi problemami- ale przez brak wsparcia ze strony pracodawcy. Mija rok pracy, a Twoje marzenia i sny pękły jak bańka mydlana.


Brzmi trochę jak protest lekarzy rezydentów, ale ja nie protestuję. Pokazuję Wam tylko jak wygląda start w dorosłe życie większości młodych ludzi w Polsce. Myślę, że nie jestem odosobniona, a podobne historie zdarzają się również Wam.


Ale cóż, róbmy swoje i mimo wszystko-walczmy  o swoje marzenia!


Pozdrawiam Was i życzę dużo wytrwałości.

środa, 29 listopada 2017

Cybermocni

Witam Wszystkich,


Inspiracją do wrzucenia dzisiejszego wpisu było ostatnie szkolenie, w którym miałam okazję uczestniczyć. Może temat daleki jest od kategorii bloga, ale postanowiłam, że czasem będę "przemycać" Wam pewne treści, by zwrócić uwagę na problemy, o których istnieniu wiemy wszyscy, ale niekoniecznie uświadamiamy sobie ich skalę, albo to że istnieją one bardzo blisko nas. Tematyka dzisiejszego wpisu ściśle związana jest z moją pracą zawodową, gdyż może jeszcze nie wiecie- na co dzień pracuję z rodzinami, problemowymi dzieciakami i często- zagubionymi nastolatkami, ale o tym więcej w przyszłości.


Przechodząc do meritum, dziś będzie o Cyberprzemocy i tych wszystkich dziwnych rzeczach, które się z nią wiążą. Żeby zrozumieć to zjawisko należy zacząć od początku, czyli skupić się na jego źródłach- agresji, przemocy rówieśniczej, której właśnie przejawem często jest przemoc w sieci.


Ok, więc zaczynając od źródła, musicie wiedzieć i dobrze zapamiętać, że ŻADNE DZIECKO NIE RODZI SIĘ AGRESYWNE. To my jako dorośli, opiekunowie, rodzice- z wzajemnych relacji, ze sposobu wychowania budujemy fundamenty- im mocniejsze, tym silniej przekłada się to na poczucie własnej wartości, umiejętności społeczne, relacje rówieśnicze naszych dzieci. Dziecko w wieku przedszkolnym uczy się tych relacji, a później- jako nastolatek zaczyna je wartościować by stały się one głównym odniesieniem dla jego tożsamości, umiejętności, miejsca w grupie. Tworzenie się pierwszych relacji zarówno przyjacielskich, jak i miłosnych silnie wiąże się z zachowaniami agresywnymi, bądź rywalizacyjnymi. Agresja w prostym znaczeniu to negatywne zachowania zwrócone przeciwko innym osobom, przedmiotom, ale również przeciwko sobie samemu. Agresja może przybierać różne formy, warto jednak skupić się na podziale agresji na czynną i bierną. Czynna- to taka, którą widzimy, słyszymy- krzyki, oskarżenia, złośliwości, groźby, czy przemoc fizyczna. Gorzej z agresją bierną, gdyż ją dostrzec jest trudniej- często przybiera formę milczenia, obrażania się, ignorowania rozmówcy, ale także lenistwa, zwlekania, spóźniania się, ukrywania gniewu czemu często towarzyszą stwierdzenia "nic mi nie jest".


Nękanie, znęcanie się, poniżanie prowadzi do dramatycznych skutków- również psychicznych- zaburzenia lękowe, fobia szkolna, obniżenie nastroju, samooceny, uczucie upokorzenia i przekonanie o własnej winie, depresje, uzależnienia od środków odurzających, a nawet próby samobójcze i samobójstwa dokonane. Nie wierzę, że nie ma wśród Was nikogo, kto nie doznał agresji w szkole, był poniżany przez kolegów, wyśmiewano się z niego, wyzywano. Z amerykańskich badań wynika, że ofiary takiej przemocy ponad dwa razy częściej ujawniały myśli samobójcze i ponad trzy razy częściej próby samobójcze, niż ich rówieśnicy nie będący obiektem prześladowań.


Ale gdzie właściwie rodzi się przemoc? Jako osoba pracująca w różnych środowiskach mogę stwierdzić, iż często wynika ona z błędów wychowawczych rodziców, z przyzwolenia na agresję, a nawet jej prowokowania (mały agresor jest zabawny, czyż nie?), z braku jasnych zasad, oczekiwań, granic, poważnych zaniedbań opiekuńczych: alkoholizm rodziców, działania przestępcze w rodzinie, przemoc i wiele innych. Dla dzieci, które obserwują przemoc we własnym środowisku staje się ona rzeczą naturalną. Niestety-  również przyzwolenie na przemoc obserwujemy wszyscy: w mediach, Internecie, telewizji.


Dla dzieci z pokolenia e-generacji, ale również dla nas dorosłych Internet jest formą nie tylko rozrywki i zdobywania informacji, ale staje się coraz ważniejszym i autonomicznym środowiskiem społecznego funkcjonowania. W Internecie możemy napotkać wszystko- poczynając od niebezpiecznych treści takich jak pornografia, filmy i zdjęcia prezentujące przemoc, hazard, używki, anoreksję, uczestnictwo w sektach kończąc na niebezpiecznych kontaktach zawieranych przez dzieci w necie. Zdecydowana większość nastolatków korzysta dziś z portali społecznościowych, czatów, komunikatorów, portali randkowych. Rzeczywistość jest brutalna- nigdy nie wiemy kto siedzi po drugiej stronie ekranu.


No to może trochę statystyk na rozluźnienie emocji:




  • 71% dzieci natrafiło w Internecie na materiały pornograficzne (63% przypadkowo)

  • 51% dzieci napotkało materiały z brutalnymi scenami przemocy (61% przypadkowo)

  • 28% dzieci trafiło na materiały propagujące przemoc i nietolerancję (74% przypadkowo)

  • Ponad 90% nastolatków korzysta z serwisów komunikacyjnych

  • 68% dzieci korzystających z Internetu otrzymało propozycję spotkania od osób tam poznanych, 44% z niej skorzystało, a jedynie 23.6% z nich informuje o takich spotkaniach rodziców. Ponad połowa spotyka się z internetowymi "znajomymi" w pojedynkę.


Ok. Ale czym właściwie jest Cyberprzemoc? Najprościej mówiąc to przemoc z użyciem nowej technologii takiej jak Internet, bądź telefon. Objawia się głównie przez nękanie, straszenie, szantażowanie, publikowanie lub rozsyłanie ośmieszających, kompromitujących zdjęć, filmów, informacji oraz podszywanie się pod kogoś wbrew jego woli. Cyberprzemoc jest trudna do zidentyfikowania głównie z powodu anonimowości sprawców. Kompromitujące fotki, czy filmy mogą zrobić w Internecie dużą karierę, nie bez powodu uważa się, że w sieci nic nie ginie. Usunięcie większości treści jest często praktycznie niemożliwe, gdyż trafiają one do tak wielu odbiorców, że nie trudno jest je przekazać dalej. Musimy sobie zdawać sprawę, że dzisiejsza młodzież nie tylko używa Internetu do gier, komunikowania się i zabawy- uprawianie seksu za pośrednictwem sieci lub smatfona jest dziś rzeczą codzienną. Dużą popularność wśród nastolatków zdobywa także zjawisko takie jak seksting, czyli wysyłanie swoich nagich lub półnagich zdjęć za pośrednictwem Internetu lub telefonu.


I wszystko to dzieje się zazwyczaj gdzieś poza zasięgiem dorosłych, rodziców, nauczycieli, którzy często nie mają dostępu i wiedzy co dzieje się z ich dziećmi w sieci. Więc jak dorośli mają sprawować nad tym kontrolę ? Podczas szkolenia pewien ojciec wstał i powiedział dumnym głosem: "mam wszystkie hasła moich synów zapisane w notesie, wchodzę na ich facebook'a kiedy chcę i mogę w każdej chwili zobaczyć co udostępniają". Ok spoko, kontrola jest. Ale gdzie jest granica prywatności? Czy dzieci nie mają prawa jej posiadać?Moja rada: buduj zaufanie, rozmawiaj, uświadamiaj, pokazuj jakie zagrożenia może przynosić nierozważność w sieci, ustalaj zasady. Ale przede wszystkim- i to rada do starszych przedstawicieli gatunku rodziców- sami zapoznajcie się z tymi wszystkimi nowinkami. Poczytajcie czym jest facebook i do czego służy, co to Instagram i Snapchat. Sami zalogujcie się na portal społecznościowy i zaproście swoje dziecko do znajomych- będziecie mieć tym samym wgląd w treści, które dodaje. Internet to nic złego i strasznego, jeśli wiemy jak go używać i robimy to świadomie. Pamiętajcie również, że Cyberprzemoc i wszelkie jej odmiany jak flaming, cyberstalking niosą za sobą konsekwencje prawne! Nie bójcie się mówić o tym głośno, informować, zgłaszać na policję i do prokuratury.


A dla osób, którym temat jest bliski podaję numer na specjalną Infolinię: 0 800 100 100


I czat z konsultantami, który znajdziecie na stronie: Helpline.org.pl


A to kilka stron, gdzie możecie dowiedzieć się więcej: www.dzieckowsieci.pl, www.sieciaki.pl, www.cyberprzemoc.pl


Dziękuję Wam za uwagę i mam nadzieję, że zapaliłam iskierkę niepewności, może poruszyłam wyobraźnię. Warto obejrzeć także ten eksperyment społeczny, który pokazuje jak nieostrożne jest  publiczne udostępnianie treści w Internecie:


https://www.youtube.com/watch?v=CLRBYhd7e4Q

niedziela, 26 listopada 2017

Nie obiecuj nic, słowa nam nie służą.

Miłość tragiczna, niespełniona, taka która wybaczy wszystko. Zrozumie każdy błąd, przetrwa mimo wszelkich burz, niezniszczalna. Przetrwa wojnę, głód, ból, cierpienie i upływający czas. Taka była miłość Niny i Janka- bohaterów musicalu "Piloci" rozgrywającego się na deskach teatru Roma. Sztuka, która zmusza do myślenia, pozwala docenić to co mamy obok. Spojrzeć na świat z lotu ptaka, z odległych dla nas miejsc. Sztuka będąca hołdem dla prawdziwej miłości i bohaterstwa na miarę tamtych czasów.


Dziś tak łatwo jest kochać, tak łatwo marzyć, tak łatwo jest żyć. Żyjemy zbyt wygodnie i zbyt bezpiecznie by móc docenić jak wiele dostajemy od losu. Często nie potrafimy wykorzystać danej nam szansy, czepiamy się najmniejszych spraw. Byle błahostka potrafi rozsypać wieżę budowaną z drewnianych klocków, jeden po drugim. Jesteśmy zapatrzeni jedynie w siebie, nie zważając, że w jego/jej oczach gaśnie iskra, która dawniej wywoływała uśmiech na twarzy. Stawiamy na przedzie rzeczy, które są mało istotne, nieważne.


Dziś nie musimy walczyć o każdy dotyk, o każde spojrzenie, o to by być razem. A gdybyśmy nagle stracili wszystko co nadaje sens naszemu życiu? Czy walczylibyśmy o tę miłość? Myślę, że w tamtych czasach miłość była czymś co zatrzymywało w ludziach życie, sprawiało, że nadzieja odchodziła ostatnia. To była miłość, która zwyciężała nienawiść. Tylko dzięki niej przetrwano wojnę, dzięki niej jesteśmy tutaj dziś. Człowiek, który kocha prawdziwie jest w stanie przenosić góry, ma nieopisaną wolę przetrwania. Oddycha, czuje tylko dla tej jedynej osoby. Jestem pełna podziwu dla bohaterów tamtych czasów, składam ukłony dla ich wytrwałości, niezłomności, wierności. I żałuję, że my dziś mamy tak niewiele okazji by zmierzyć się z naszym uczuciem, udowodnić jaką ma ono siłę i wartość.


Nie obiecuj nic, nie planuj, nie składaj pustych deklaracji. Żyj, kochaj i tańcz. Stań na chwilę, spójrz w jej/jego oczy. Tylko tak możesz zobaczyć co kryje się w środku, pod skórą, głęboko w sercu. Bądź romantykiem, szalej, daj się ponieść emocjom. Choćby los chciał Was zranić, poświęć tę chwilę dla miłości. 


Dziękuję za dziś i gorąco zachęcam do obejrzenia spektaklu "Piloci". Obiecuję, że dawka emocji przerośnie Wasze oczekiwania, a muzyka przeniesie Was do odległej przestrzeni. Poniżej wrzucam małą namiastkę:


https://www.youtube.com/watch?v=SGt7nWgbbQY&list=RDSGt7nWgbbQY

wtorek, 21 listopada 2017

Witaj świecie,

I znów tu jestem. Minęło kilka dobrych lat, a ja wracam. Do dobrych wspomnień, do tych chwil, które dawały mi radość. Przecież nie mogę zapomnieć, że to moje pisanie sprawiało, że było mi lepiej, że dzięki temu jestem dziś tutaj, cała i zdrowa. Kiedyś napisałam, że już wystarczy, że nie wiem czy wrócę. Sama jeszcze nie dowierzam, że podjęłam decyzję o reaktywacji bloga. Było to zdecydowanie spontaniczne, po prostu kliknęłam i jestem. Dziś to takie proste…wystarczy jeden klik, jedno polubienie, jedna reakcja…No ale cóż, tak skonstruowany jest ten świat, wszystko powinno być prostsze. I jest.


Dziś wszystko jest prostsze. Może zapomniałam jak pisze się w stylistyczny, poetycki sposób, tak by czytało się z przyjemnością, ale wciąż to ta sama ja. Może trochę dojrzalsza, bardziej doświadczona życiem i z pewnością bardziej racjonalna. Ale to wciąż ja, pełna wewnętrznej wrażliwości, którą na siłę chcę zachować pod pokrywą cynizmu. Może niektórym wydaje się, że jestem twarda, nic mnie nie rusza, daje sobie radę ze wszystkim, ale w głębi jestem takim samym mięczakiem jak dawniej. Niektórzy nawet są dumni, że poradziłam sobie z wszystkim tak łatwo, nie zdając sobie sprawy jakie to było trudne. No dobrze, ale dość wyznań. Ich było wystarczająco dużo poprzednio. Wtedy nie byłam sama i to dobrze pamiętam. Dziś wpisałam kilka znanych mi adresów w przeglądarkę i o dziwo…Wy tu nadal jesteście. Gdybyście tylko zobaczyli mój wyraz twarzy, gdy spostrzegłam, że tyle lat później są tu osoby, które kiedyś- mimo, że nigdy osobiście ich nie poznałam- były mi bliskie (to było mniej więcej jak niekontrolowany banan na twarzy pomieszany trochę z nienaturalnym wzruszeniem).


Dziwne. To było moje takie drugie życie, całkiem wirtualne. Jednak czułam, że gdzieś po drugiej stronie są te prawdziwe osoby, które mają te same odczucia, te same problemy co ja…Dziś słucham innej muzyki, czytam inne książki, interesują mnie inne rzeczy. Kiedyś nawet obiecałam sobie, że więcej pisać nie będę, blog to takie dziecinne- ktoś kiedyś mi tak powiedział. Swoją drogą, ten ktoś jest dziś bardzo blisko mnie. I mam nadzieję, że to czyta. Bo nie wie, nie rozumie, jak bardzo w tamtych chwilach potrzebowałam pisania, zrozumienia, poczucia, że nie jestem w tym sama. I nie byłam, za co bardzo Wam dziękuję. Chciałabym dziś napisać, że jestem inną osobą, że wszystko zostawiłam za sobą, że nie ma śladu po tym co było dawniej. I po części tak jest. Mam pracę, o której poniekąd marzyłam, faceta którego kocham, względną niezależność i szczęście. Gdzieś tam, głęboko jednak to jest i nie chce wyleźć. Czuję, że czasem paraliżuje, nie pozwala myśleć, przesłania prawdziwy obraz świata. Śni mi się po nocach. Czuję po prostu, że musi minąć jeszcze wiele czasu zanim "dojdę do siebie". Dla tych, którzy mnie nie znają, nie rozumieją- niech śledzą, a te puzzle poukładają się w całość.


Dzisiaj dziękuję Wam ponownie za uwagę. I zapraszam do dalszej lektury…Trzymajcie się cieplutko.


A na koniec trochę historii:


http://wyznania-bardzo-osobiste.blogujaca.pl/