środa, 29 listopada 2017

Cybermocni

Witam Wszystkich,


Inspiracją do wrzucenia dzisiejszego wpisu było ostatnie szkolenie, w którym miałam okazję uczestniczyć. Może temat daleki jest od kategorii bloga, ale postanowiłam, że czasem będę "przemycać" Wam pewne treści, by zwrócić uwagę na problemy, o których istnieniu wiemy wszyscy, ale niekoniecznie uświadamiamy sobie ich skalę, albo to że istnieją one bardzo blisko nas. Tematyka dzisiejszego wpisu ściśle związana jest z moją pracą zawodową, gdyż może jeszcze nie wiecie- na co dzień pracuję z rodzinami, problemowymi dzieciakami i często- zagubionymi nastolatkami, ale o tym więcej w przyszłości.


Przechodząc do meritum, dziś będzie o Cyberprzemocy i tych wszystkich dziwnych rzeczach, które się z nią wiążą. Żeby zrozumieć to zjawisko należy zacząć od początku, czyli skupić się na jego źródłach- agresji, przemocy rówieśniczej, której właśnie przejawem często jest przemoc w sieci.


Ok, więc zaczynając od źródła, musicie wiedzieć i dobrze zapamiętać, że ŻADNE DZIECKO NIE RODZI SIĘ AGRESYWNE. To my jako dorośli, opiekunowie, rodzice- z wzajemnych relacji, ze sposobu wychowania budujemy fundamenty- im mocniejsze, tym silniej przekłada się to na poczucie własnej wartości, umiejętności społeczne, relacje rówieśnicze naszych dzieci. Dziecko w wieku przedszkolnym uczy się tych relacji, a później- jako nastolatek zaczyna je wartościować by stały się one głównym odniesieniem dla jego tożsamości, umiejętności, miejsca w grupie. Tworzenie się pierwszych relacji zarówno przyjacielskich, jak i miłosnych silnie wiąże się z zachowaniami agresywnymi, bądź rywalizacyjnymi. Agresja w prostym znaczeniu to negatywne zachowania zwrócone przeciwko innym osobom, przedmiotom, ale również przeciwko sobie samemu. Agresja może przybierać różne formy, warto jednak skupić się na podziale agresji na czynną i bierną. Czynna- to taka, którą widzimy, słyszymy- krzyki, oskarżenia, złośliwości, groźby, czy przemoc fizyczna. Gorzej z agresją bierną, gdyż ją dostrzec jest trudniej- często przybiera formę milczenia, obrażania się, ignorowania rozmówcy, ale także lenistwa, zwlekania, spóźniania się, ukrywania gniewu czemu często towarzyszą stwierdzenia "nic mi nie jest".


Nękanie, znęcanie się, poniżanie prowadzi do dramatycznych skutków- również psychicznych- zaburzenia lękowe, fobia szkolna, obniżenie nastroju, samooceny, uczucie upokorzenia i przekonanie o własnej winie, depresje, uzależnienia od środków odurzających, a nawet próby samobójcze i samobójstwa dokonane. Nie wierzę, że nie ma wśród Was nikogo, kto nie doznał agresji w szkole, był poniżany przez kolegów, wyśmiewano się z niego, wyzywano. Z amerykańskich badań wynika, że ofiary takiej przemocy ponad dwa razy częściej ujawniały myśli samobójcze i ponad trzy razy częściej próby samobójcze, niż ich rówieśnicy nie będący obiektem prześladowań.


Ale gdzie właściwie rodzi się przemoc? Jako osoba pracująca w różnych środowiskach mogę stwierdzić, iż często wynika ona z błędów wychowawczych rodziców, z przyzwolenia na agresję, a nawet jej prowokowania (mały agresor jest zabawny, czyż nie?), z braku jasnych zasad, oczekiwań, granic, poważnych zaniedbań opiekuńczych: alkoholizm rodziców, działania przestępcze w rodzinie, przemoc i wiele innych. Dla dzieci, które obserwują przemoc we własnym środowisku staje się ona rzeczą naturalną. Niestety-  również przyzwolenie na przemoc obserwujemy wszyscy: w mediach, Internecie, telewizji.


Dla dzieci z pokolenia e-generacji, ale również dla nas dorosłych Internet jest formą nie tylko rozrywki i zdobywania informacji, ale staje się coraz ważniejszym i autonomicznym środowiskiem społecznego funkcjonowania. W Internecie możemy napotkać wszystko- poczynając od niebezpiecznych treści takich jak pornografia, filmy i zdjęcia prezentujące przemoc, hazard, używki, anoreksję, uczestnictwo w sektach kończąc na niebezpiecznych kontaktach zawieranych przez dzieci w necie. Zdecydowana większość nastolatków korzysta dziś z portali społecznościowych, czatów, komunikatorów, portali randkowych. Rzeczywistość jest brutalna- nigdy nie wiemy kto siedzi po drugiej stronie ekranu.


No to może trochę statystyk na rozluźnienie emocji:




  • 71% dzieci natrafiło w Internecie na materiały pornograficzne (63% przypadkowo)

  • 51% dzieci napotkało materiały z brutalnymi scenami przemocy (61% przypadkowo)

  • 28% dzieci trafiło na materiały propagujące przemoc i nietolerancję (74% przypadkowo)

  • Ponad 90% nastolatków korzysta z serwisów komunikacyjnych

  • 68% dzieci korzystających z Internetu otrzymało propozycję spotkania od osób tam poznanych, 44% z niej skorzystało, a jedynie 23.6% z nich informuje o takich spotkaniach rodziców. Ponad połowa spotyka się z internetowymi "znajomymi" w pojedynkę.


Ok. Ale czym właściwie jest Cyberprzemoc? Najprościej mówiąc to przemoc z użyciem nowej technologii takiej jak Internet, bądź telefon. Objawia się głównie przez nękanie, straszenie, szantażowanie, publikowanie lub rozsyłanie ośmieszających, kompromitujących zdjęć, filmów, informacji oraz podszywanie się pod kogoś wbrew jego woli. Cyberprzemoc jest trudna do zidentyfikowania głównie z powodu anonimowości sprawców. Kompromitujące fotki, czy filmy mogą zrobić w Internecie dużą karierę, nie bez powodu uważa się, że w sieci nic nie ginie. Usunięcie większości treści jest często praktycznie niemożliwe, gdyż trafiają one do tak wielu odbiorców, że nie trudno jest je przekazać dalej. Musimy sobie zdawać sprawę, że dzisiejsza młodzież nie tylko używa Internetu do gier, komunikowania się i zabawy- uprawianie seksu za pośrednictwem sieci lub smatfona jest dziś rzeczą codzienną. Dużą popularność wśród nastolatków zdobywa także zjawisko takie jak seksting, czyli wysyłanie swoich nagich lub półnagich zdjęć za pośrednictwem Internetu lub telefonu.


I wszystko to dzieje się zazwyczaj gdzieś poza zasięgiem dorosłych, rodziców, nauczycieli, którzy często nie mają dostępu i wiedzy co dzieje się z ich dziećmi w sieci. Więc jak dorośli mają sprawować nad tym kontrolę ? Podczas szkolenia pewien ojciec wstał i powiedział dumnym głosem: "mam wszystkie hasła moich synów zapisane w notesie, wchodzę na ich facebook'a kiedy chcę i mogę w każdej chwili zobaczyć co udostępniają". Ok spoko, kontrola jest. Ale gdzie jest granica prywatności? Czy dzieci nie mają prawa jej posiadać?Moja rada: buduj zaufanie, rozmawiaj, uświadamiaj, pokazuj jakie zagrożenia może przynosić nierozważność w sieci, ustalaj zasady. Ale przede wszystkim- i to rada do starszych przedstawicieli gatunku rodziców- sami zapoznajcie się z tymi wszystkimi nowinkami. Poczytajcie czym jest facebook i do czego służy, co to Instagram i Snapchat. Sami zalogujcie się na portal społecznościowy i zaproście swoje dziecko do znajomych- będziecie mieć tym samym wgląd w treści, które dodaje. Internet to nic złego i strasznego, jeśli wiemy jak go używać i robimy to świadomie. Pamiętajcie również, że Cyberprzemoc i wszelkie jej odmiany jak flaming, cyberstalking niosą za sobą konsekwencje prawne! Nie bójcie się mówić o tym głośno, informować, zgłaszać na policję i do prokuratury.


A dla osób, którym temat jest bliski podaję numer na specjalną Infolinię: 0 800 100 100


I czat z konsultantami, który znajdziecie na stronie: Helpline.org.pl


A to kilka stron, gdzie możecie dowiedzieć się więcej: www.dzieckowsieci.pl, www.sieciaki.pl, www.cyberprzemoc.pl


Dziękuję Wam za uwagę i mam nadzieję, że zapaliłam iskierkę niepewności, może poruszyłam wyobraźnię. Warto obejrzeć także ten eksperyment społeczny, który pokazuje jak nieostrożne jest  publiczne udostępnianie treści w Internecie:


https://www.youtube.com/watch?v=CLRBYhd7e4Q

niedziela, 26 listopada 2017

Nie obiecuj nic, słowa nam nie służą.

Miłość tragiczna, niespełniona, taka która wybaczy wszystko. Zrozumie każdy błąd, przetrwa mimo wszelkich burz, niezniszczalna. Przetrwa wojnę, głód, ból, cierpienie i upływający czas. Taka była miłość Niny i Janka- bohaterów musicalu "Piloci" rozgrywającego się na deskach teatru Roma. Sztuka, która zmusza do myślenia, pozwala docenić to co mamy obok. Spojrzeć na świat z lotu ptaka, z odległych dla nas miejsc. Sztuka będąca hołdem dla prawdziwej miłości i bohaterstwa na miarę tamtych czasów.


Dziś tak łatwo jest kochać, tak łatwo marzyć, tak łatwo jest żyć. Żyjemy zbyt wygodnie i zbyt bezpiecznie by móc docenić jak wiele dostajemy od losu. Często nie potrafimy wykorzystać danej nam szansy, czepiamy się najmniejszych spraw. Byle błahostka potrafi rozsypać wieżę budowaną z drewnianych klocków, jeden po drugim. Jesteśmy zapatrzeni jedynie w siebie, nie zważając, że w jego/jej oczach gaśnie iskra, która dawniej wywoływała uśmiech na twarzy. Stawiamy na przedzie rzeczy, które są mało istotne, nieważne.


Dziś nie musimy walczyć o każdy dotyk, o każde spojrzenie, o to by być razem. A gdybyśmy nagle stracili wszystko co nadaje sens naszemu życiu? Czy walczylibyśmy o tę miłość? Myślę, że w tamtych czasach miłość była czymś co zatrzymywało w ludziach życie, sprawiało, że nadzieja odchodziła ostatnia. To była miłość, która zwyciężała nienawiść. Tylko dzięki niej przetrwano wojnę, dzięki niej jesteśmy tutaj dziś. Człowiek, który kocha prawdziwie jest w stanie przenosić góry, ma nieopisaną wolę przetrwania. Oddycha, czuje tylko dla tej jedynej osoby. Jestem pełna podziwu dla bohaterów tamtych czasów, składam ukłony dla ich wytrwałości, niezłomności, wierności. I żałuję, że my dziś mamy tak niewiele okazji by zmierzyć się z naszym uczuciem, udowodnić jaką ma ono siłę i wartość.


Nie obiecuj nic, nie planuj, nie składaj pustych deklaracji. Żyj, kochaj i tańcz. Stań na chwilę, spójrz w jej/jego oczy. Tylko tak możesz zobaczyć co kryje się w środku, pod skórą, głęboko w sercu. Bądź romantykiem, szalej, daj się ponieść emocjom. Choćby los chciał Was zranić, poświęć tę chwilę dla miłości. 


Dziękuję za dziś i gorąco zachęcam do obejrzenia spektaklu "Piloci". Obiecuję, że dawka emocji przerośnie Wasze oczekiwania, a muzyka przeniesie Was do odległej przestrzeni. Poniżej wrzucam małą namiastkę:


https://www.youtube.com/watch?v=SGt7nWgbbQY&list=RDSGt7nWgbbQY

wtorek, 21 listopada 2017

Witaj świecie,

I znów tu jestem. Minęło kilka dobrych lat, a ja wracam. Do dobrych wspomnień, do tych chwil, które dawały mi radość. Przecież nie mogę zapomnieć, że to moje pisanie sprawiało, że było mi lepiej, że dzięki temu jestem dziś tutaj, cała i zdrowa. Kiedyś napisałam, że już wystarczy, że nie wiem czy wrócę. Sama jeszcze nie dowierzam, że podjęłam decyzję o reaktywacji bloga. Było to zdecydowanie spontaniczne, po prostu kliknęłam i jestem. Dziś to takie proste…wystarczy jeden klik, jedno polubienie, jedna reakcja…No ale cóż, tak skonstruowany jest ten świat, wszystko powinno być prostsze. I jest.


Dziś wszystko jest prostsze. Może zapomniałam jak pisze się w stylistyczny, poetycki sposób, tak by czytało się z przyjemnością, ale wciąż to ta sama ja. Może trochę dojrzalsza, bardziej doświadczona życiem i z pewnością bardziej racjonalna. Ale to wciąż ja, pełna wewnętrznej wrażliwości, którą na siłę chcę zachować pod pokrywą cynizmu. Może niektórym wydaje się, że jestem twarda, nic mnie nie rusza, daje sobie radę ze wszystkim, ale w głębi jestem takim samym mięczakiem jak dawniej. Niektórzy nawet są dumni, że poradziłam sobie z wszystkim tak łatwo, nie zdając sobie sprawy jakie to było trudne. No dobrze, ale dość wyznań. Ich było wystarczająco dużo poprzednio. Wtedy nie byłam sama i to dobrze pamiętam. Dziś wpisałam kilka znanych mi adresów w przeglądarkę i o dziwo…Wy tu nadal jesteście. Gdybyście tylko zobaczyli mój wyraz twarzy, gdy spostrzegłam, że tyle lat później są tu osoby, które kiedyś- mimo, że nigdy osobiście ich nie poznałam- były mi bliskie (to było mniej więcej jak niekontrolowany banan na twarzy pomieszany trochę z nienaturalnym wzruszeniem).


Dziwne. To było moje takie drugie życie, całkiem wirtualne. Jednak czułam, że gdzieś po drugiej stronie są te prawdziwe osoby, które mają te same odczucia, te same problemy co ja…Dziś słucham innej muzyki, czytam inne książki, interesują mnie inne rzeczy. Kiedyś nawet obiecałam sobie, że więcej pisać nie będę, blog to takie dziecinne- ktoś kiedyś mi tak powiedział. Swoją drogą, ten ktoś jest dziś bardzo blisko mnie. I mam nadzieję, że to czyta. Bo nie wie, nie rozumie, jak bardzo w tamtych chwilach potrzebowałam pisania, zrozumienia, poczucia, że nie jestem w tym sama. I nie byłam, za co bardzo Wam dziękuję. Chciałabym dziś napisać, że jestem inną osobą, że wszystko zostawiłam za sobą, że nie ma śladu po tym co było dawniej. I po części tak jest. Mam pracę, o której poniekąd marzyłam, faceta którego kocham, względną niezależność i szczęście. Gdzieś tam, głęboko jednak to jest i nie chce wyleźć. Czuję, że czasem paraliżuje, nie pozwala myśleć, przesłania prawdziwy obraz świata. Śni mi się po nocach. Czuję po prostu, że musi minąć jeszcze wiele czasu zanim "dojdę do siebie". Dla tych, którzy mnie nie znają, nie rozumieją- niech śledzą, a te puzzle poukładają się w całość.


Dzisiaj dziękuję Wam ponownie za uwagę. I zapraszam do dalszej lektury…Trzymajcie się cieplutko.


A na koniec trochę historii:


http://wyznania-bardzo-osobiste.blogujaca.pl/